środa, 18 maja 2016

Pacyfikacja Leżajska 28 maja 1943. Wspomnienia Romy Różyckiej

W związku z przygotowaniami Rekonstrukcji Pacyfikacji Leżajska, dodam wspomnienia Romy Różyckiej. Miała zaledwie 2 latka kiedy pamiętnego dnia 28 maja 1943 roku była świadkiem traumatycznych wydarzeń u niej w domu na ul. Ogrodowej. Roma nie pamięta tych wydarzeń, ale zna je ze szczegółami, bo w domu mówiło się ciągle o pacyfikacji. 


Tego dnia wczesnym rankiem grupa Niemców wtargnęła na podwórko, zatłukli kolbami karabinów do drzwi domu.
- Otwieraj ty stara kur..o!
Wtargnęli do mieszkania i zobaczyli jeszcze nie zaścielone łóżko. Zorientowali się, że ktoś w nim leżał. 
Rzeczywiście, dosłownie chwilę wcześniej, wyskoczył z niego Mieczysław Kozyra, który ukrywał się w mieszkaniu u Antoniny Czajki, babci Romy Różyckiej.
Grupa Niemców poleciała w kierunku cmentarza znajdującego się na tyłach domu, podejrzewając, że właśnie tam uciekł poszukiwany, będący na ich czarnej liście.
Pozostali oprawcy zatargali babcię Antoninę Czajkę z d. Kiełbowicz do ogrodu i na oczach córki i jej dwójki małych dzieci zastrzelili ją pod gruszą. 
Zdążyła jeszcze krzyknąć:
- Mietek uciekaj!
Jak zastrzelili babcię Antoninę, zabrali jej córkę Janinę do samochodu, a jeden z Niemców ukrył płaczącą dziewczynkę pod kołyskę. Czteroletni syn Michał również płakał. Jakiś Niemiec podprowadził Michałka do matki, dziecko rozpaczliwie płakało, stawiało opór, usilnie trzymało się krat, ale Niemiec siłą podprowadził płaczące dziecko do wozu. Matka błagała o litość nad malutkimi dziećmi. Jak wspomina Roma wkrótce nadjechał motocyklem z koszem Niemiec, który odbierał zaaresztowanych.   Okazał resztki człowieczeństwa, wyjął z kieszeni cukierki, dał je płaczącemu chłopczykowi, a w końcu uległ płaczliwym wrzaskom matki i uwolnił ją i Michałka, pozwalając wrócić im do domu.

Babcia Antonina Czajka leżała zastrzelona pod gruszą jeszcze przez jakiś czas. Córka Janina zatargała martwą matkę i położyła ją na ławie. 
Tymczasem Marian Kozyra, brat Mieczysława uciekał w kierunku cerkwi na ul. Górnej, ukrył się w szambie tuż koło szkoły (dzisiejszy budynek zajmowany przez Caritas). Niemcy latali w pobliżu, a Marian zanurzony w fekaliach wsłuchiwał się w bicie własnego serca oraz tupot niemieckich butów. Niefortunna skrytka okazała się dla niego zbawienna. 
Jak opisuje Juliusz Ulas Urbański w swojej książce 'Pacyfikacja Leżajska' -
podobny los spotkał Stanisławę Markiewicz, która przekonywała przybyłych żandarmów i ge­stapowców, że poszukiwany syn Zygmunt, po którym zastali jeszcze ciepłe łóżko - wyszedł do pracy. Ten zaś wraz z kolegą Karolem Kisielewiczem, kilka kroków od Niemców znaleźli schronienie w gołębniku, do którego dwukrotnie zaglądał żandarm. Zadziałało chyba przeznaczenie, że mają żyć dalej. I tak się stało bo obaj przeżyli wojnę.
Zastrzelonych nie wolno było pochować na własną rękę, dopiero, aż przyszedł rozkaz, bo wszyscy mieli być chowani w trumnach zrobionych na zlecenie gminy przez Volksdeutscha stolarza Friedricha Keipra. 
Pogrzeb urządzono w mieście zbiorowy. Ludzie szli za trumnami między szpalerem utworzonym przez Niemców trzymających w garści karabiny. 
Na cmentarzu zmuszono ludzi do kopania jednego dużego dołu. Kopali w ogromnym strachu, bo Niemcy trzymali karabiny w ręce, ludzie obawiali się, że kiedy już wykopią dół, też zostaną zastrzeleni. 
Janina Czajka rozchorowała się po śmierci tragicznie zmarłej matki. Zmarła na zawał serce 21 lipca 1961 roku. 


Fot. Rodzina Gdulów przed domem na ul. Ogrodowej





Fot. Grób Mariana Gduli Janiny Gduli z d. Czajka (Cmentarz Komunalny w Leżajsku)




 >>zobacz też:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...